Drugi fotograf na ślub
To nie był dla mnie zwyczajny ślub. I wcale nie dlatego że był to piątek trzynastego, ten ślub realizował formułę slow wedding ani dlatego że Folwark Ruchenka gościł mnie po raz pierwszy. Powodem było to że pierwszy raz w swoim życiu pełniłem rolę drugiego fotografa ślubnego. Mój kolega Łukasz Popielarz był pierwszym fotografem. Jego relację możecie zobaczyć tutaj, do czego gorąco zachęcam. Wciąż żadne warsztaty fotograficzne nie będą nigdy tak mocnym doświadczeniem jak bezpośrednia praca w terenie. Jedno wesele w stodole i unikalna okazja, by porównać zdjęcia robione w tych samych warunkach, ale przez różnych ludzi. Ostatecznie wtedy dopiero widać jakie znaczenie ma indywidualna perspektywa. Łukasz dzięki!
Slow wedding
Drugą wyjątkową rzeczą była sama formuła ślubu. Chociaż nie padły bezpośrednio słowa „slow wedding“, to ślub Klary i Kuby moim zdaniem wręcz wzorcowo wpisywał się w ten trend. Przypominał mi nieco rustykalny ślub Natalii i Miłosza. Podobnie na przekór przyspieszającemu światu, masowej kompulsywnej konsumpcji, fast foodom i robieniu rzeczy na pokaz bez szczerości. W kontekście ślubów oznacza to po prostu robienie rzeczy po swojemu, na luzie, bez pędzenia za harmonogramem. Takie właśnie były przygotowania na Warszawskim Powiślu. Suknia Anna Kara nie odbierała Klarze spontaniczności. W tym dniu jednym stałym punktem była sama ceremonia, która odbyła się w drewnianym kościółku w Starej Miłosnej. Parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa w Warszawie posiada dwa kościoły, stary i nowy, ale właśnie ten pierwszy położony na zalesionym wzgórzu ma klimat jak z bajki. Deszcz tego nie zmył, a nawet podkreślił. Wydawało się że znaleźliśmy się gdzieś w górach, a nie w Warszawie. A później w drogę na wschód, Folwark Ruchenka czeka!
Folwark Ruchenka, wesele w stodole
Wszystko co wydarzyło się po ceremonii, toczyło się już własnym rytmem. Przyzwyczailiśmy się że wesele tworzą tak zwane „momenty”. W szczególności momentem takim jest bardzo uroczyste wejście na salę. Klara i Kuba weszli na swoje wesele w stodole bez „wielkiego dzwonu”. Sami witali kolejno wchodzące osoby. Bezceremonialnie, osobiście, pięknie. I tutaj dochodzimy do samego miejsca przyjęcia. Folwark Ruchenka Barn House to niesamowite miejsce. Położone na otwartej przestrzeni, od razu nastraja do swojskiego wypoczynku. Leżaki, huśtawki, ławki, kocyki, parkiet pod gołym niebiem. Czego chcieć więcej do weselnego chilloutu? Wnętrze oświetlały sznury żarówek tworzące przytulną i piękną przestrzeń. W takich warunkach życie towarzyskie kwitnie. Rustykalne wesele łatwo można przyozdobić metodami DIY (do it yourself). Dekoracje i detale ślubu jakie widzicie na zdjęciach – szyszki, liście paproci – zostały zebrane własnoręcznie przez Parę Młodą na działce. W rzeczy samej te wesele toczyło się własnym tempem i żal było z niego wychodzić. Żegnały nas gwiazdy.
jedno z miejsc, w których choć raz chciałabym być <3
Panie Rotter, jakie to dobre! Mnóstwo świetnie uchwyconych ulotnych momentów. Reportaż ogląda się z przyjemnością
Na taki ślub patrzy się najlepiej, bo widać że nie nie było tam ciśnienia i pośpiechu <3 No i te zdjęcia jedzenia – kot z pasztetem i panna młoda z pizzą :D Zrobiliście super robotę!